Katalog-blogow.pl PrzezProjektor: "Ale to już było" - więc dlaczego powinniście obejrzeć "Life"?

O stronie

Witaj na Przez Projektor! Na tej stronie znajdziesz dłuższe teksty (recenzje, opinie, przemyślenia) związane z filmami i serialami, które pojawiły się na stronie FB. Zapraszam Cię do polubienia profilu na Facebooku - znajdziesz tam aktualne newsy, doniesienia oraz komentarze związane ze światem kina i nie tylko!

czwartek, 15 czerwca 2017

"Ale to już było" - więc dlaczego powinniście obejrzeć "Life"?

Siedzisz w domu. Robisz się głodny. Znajdujesz w kuchni trochę jedzenia, ale za nic w świecie nie zrobisz z tego pełnoprawnego dania. Co robisz? Łączysz ulubione składniki, których normalnie nie jadasz razem. Masz dwie opcje - odkryć niesamowite połączenia, które zachwycą nie jedną osobę, albo zwrócić posiłek i następnym razem zjeść dany wszystko osobno. Podobnie jest z "Life"...
http://przezprojektor.blogspot.com/2017/06/ale-to-juz-byo-wiec-dlaczego.html
Tegoroczna produkcja zaskakuje... Mianowicie nie tworzy ona nic nowego. Garściami czerpie pomysły z innych filmów o tematyce kosmicznej. Kiedy "Grawitacja" ukazywała nam samotność w kosmosie, "Interstellar" definiował tajniki nauki, a "Obcy" mroził krew w żyłach, tutaj dostajemy zakręconą mieszankę. Ktoś może powiedzieć, że ważne jest prezentowanie w gatunku czegoś świeżego i oryginalnego, ale czy połączenie dobrych pomysłów z naszych ulubionych filmów nie jest genialnym pomysłem? Cóż...  

                                                                      Science czy fiction?

Do pierwszych trzydziestu minut byłem święcie przekonany, że jest to produkcja podobna do "Interstellar". Dla odmiany nie skupiając się na fizyce, a raczej na zagadnieniach biologicznych. Poznajemy grupę naukowców, osadzonych na stacji kosmicznej. Wchodzą oni w posiadanie próbek obcego pochodzenia. Ich celem jest odkrycie życia wywodzącego się z Marsa. W tym celu poddają badaniom niepozorną komórkę. Ich misja kończy się sukcesem za który przypłacą własnym życiem.  Jak możemy wywnioskować, nasza urocza komórka przeobrazi się w obcego, który wprowadzi chaos w fabule. Film momentalnie zmienia nastrój, zamieniając się w walkę o przetrwanie członków załogi, gdzie nasza sympatyczna forma życia morduje po kolei każdego z nich. 
Gąbka mnie goni!

Sympatyczny morderca?... Pamiętacie "Obcego"? Tytułowe pozaziemskie istoty budziły grozę i strach... Tutaj nasz bohater przypomina latającą galaretkę, którą chcielibyście mieć jako zwierzątko domowe. Mógłbyś wychodzić z nią na spacery, głaskać i karmić... Dobra, z karmieniem może być trochę gorzej... zresztą, przekonacie się sami. Twórcy mogli przynajmniej zachować pozory thrilleru, ale zamiast tego nazwali pozaziemską istotę ''Calvin". I kiedy faktycznie imię to pasuje sympatycznej komórce, tak kiedy nasza gąbka dorasta i chcielibyśmy traktować ją poważnie... to nadal jest to "przerażający Calvin"... 

Spojler architektoniczny

Jak już wspomniałem akcja odgrywa się na stacji kosmicznej, która musze przyznać jest detalicznie odwzorowana. Wskazówka: nie patrzcie na fakt, że są w niej dwie kapsuły ratunkowe przy sześcioosobowej załodze - to naprawdę nic nie oznacza! Również cudownie prezentuje się mechanika grawitacji.  Kropelki krwi, łzy, przedmioty i bohaterowie w stanie nieważkości sprawiają przyjemność dla naszych oczu. W przypadku poruszania się po statku, widziałem dużą inspirację "Grawitacją".
Załoga

Obsada mogłaby zdziałać znacznie więcej dla tego filmu przy lepszych dialogach i rozwinięciach postaci. Ale nie jest źle. Twórcy mogą iść w dwóch kierunkach - dać nam krwawą jatkę, którą oglądamy dla akcji, bez przejęcia naszymi bohaterami lub - przegadać połowę filmu i zanudzić widza już przed ukazaniem akcji. Film znalazł złoty środek, gdzie poznajemy tylko pewne elementy przeszłości naszych bohaterów, a wszystko to splatane jest z akcją. I choć nadal nie znamy dobrze postaci, możemy w jakimś stopniu przejąć się ich losem. Zaciekawiło mnie tylko, że postacie kobiece są i właściwie nic więcej. Znamy ich role, wiemy o byciu członkiem załogi, ale kompletnie nie mamy do nich żadnego ziemskiego odniesienia. Niestety, w ten sposób film traci na odbiorze.  Dodatkowo jeżeli kierujecie się Ryanem Reynoldsem w obsadzie - to możecie sobie odpuścić...
Otwarte przestrzenie jak w Connecticut

Film z początku obiecuje nam cudne ujęcia, zwłaszcza przy scenach laboratoryjnych. Później również bardzo dobrze wpisuje się w montaż tego gatunku. Czego mi brakło? Tła, zdecydowanie film osadzony w kosmosie... powinien ukazywać, no nie wiem... może kosmos? Tych ujęć jest mało, a zdecydowanie urozmaiciłyby obraz. Natomiast soundtrack jest znakomity! W wielu scenach gra on główne skrzypce w spajaniu całości i trzymania nas w napięciu.
Krąg życia

Bardzo rozbawiło mnie umieszczanie słowa "rodzina" w odniesieniu do załogi na początku filmu. Rozumiem, że twórcy chcieli nam od samego początku nadać status relacji bohaterów. Jestem zdania, że status "rodziny" powinien być w jakimś stopniu pokazany, zanim zaczniemy go przyswajać. I niestety twórcy przesadzili z tym odniesieniem. Jednak nie da się ukryć, że nasi bohaterowie są prawdziwymi przyjaciółmi. W filmie nie następuje gloryfikacja jednego bohatera. Szczerze, obawiałem się tego, że jeden członek załogi będzie wszystko potrafił i ratował innych - "superbohater w kosmosie". Na szczęście tak się nie stało. Każdy zna swoją rolę, swoje kompetencje i uprawnienia. Wyraźnie to podkreślono. Hydraulik, pilot, technik, biolog, doktor, dowódca - nikt nie szarżuje i nie próbuje dowieść swojego bohaterstwa. Widzimy tutaj ludzi, ogarniętych strachem i lękami, jednak każdy z nich jest świadomy odpowiedzialności jaka na nim ciąży. Każdy zna ryzyko, każdy jest tu z jakiegoś powodu i każdy wykonuje swoją pracę w stu procentach.
Więc dlaczego?

Im dłużej myślę o tym filmie, tym więcej widzę nieścisłości w fabule. Ale... muszę przyznać, że bawiłem się rewelacyjnie.  Nie jest to horror, który prześladowałby odbiorcę po seansie. Nie jest to kino wywołujące głębokie przemyślenia. Jest to produkcja, która dostarcza rozrywki. A czy nie o to chodzi w filmie sci-fi? Nie nastawiajcie się na ambitną perełkę scenariuszową, nie oczekujcie dzieła na miarę klasyków gatunku. Usiądźcie przed ekranem z popcornem, czy to sami, czy ze znajomymi i czerpcie radość z historii, którą prezentuje wam "Life". A niech mnie... Zdecydowanie polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz