Katalog-blogow.pl PrzezProjektor: Starcie dwóch światów w "Mowgli: Legenda dżungli"

O stronie

Witaj na Przez Projektor! Na tej stronie znajdziesz dłuższe teksty (recenzje, opinie, przemyślenia) związane z filmami i serialami, które pojawiły się na stronie FB. Zapraszam Cię do polubienia profilu na Facebooku - znajdziesz tam aktualne newsy, doniesienia oraz komentarze związane ze światem kina i nie tylko!

piątek, 7 grudnia 2018

Starcie dwóch światów w "Mowgli: Legenda dżungli"

Adaptacje "Księgi Dżungli" wracają jak bumerang. Z pewnością kojarzycie przyjemną animację Disneya. Być może wdzieliście również "urealniony" obraz z roku 1994, albo świeższą wersję sprzed dwóch lat - w reżyserii Jona Favreau. Teraz ponownie powraca historia chłopca rozdartego pomiędzy dwoma światami. Film pt. "Mowgli: Legenda dżungli"  dziś miał swoją premierę na Netflixie. Tym razem zbiór opowiadań Kiplinga spróbował ugryźć Andy Serkis (reżyser, Baloo). Ale skoro wiele razy słyszeliśmy tą opowieść, w której (jak się może wydawać) wszystko zostało powiedziane - czy możemy szukać w niej czegoś nowego?


Po krótkim wprowadzeniu przez narratora zostajemy wrzuceni w odmęty dzikiej dżungli, gdzie poznajemy Mowgliego (Rohan Chand). Porzucony na pastwę losu dzieciak zostaje przygarnięty przez stado wilków. I chociaż to nie historia, w której zostaje założony Rzym, to właśnie wśród nich zostaje wychowany. Problem pojawia się wraz z powrotem Shere Khana (Benedict Cumberbatch) - tygrysa, który drwi z praw panujących wśród zwierząt, a także za wszelką cenę chce dopaść "ludzkie szczenię".

Film nie jest rozrywką dla całej rodziny. Chociaż komputerowo wygenerowane zwierzęta mogą wydawać się bardzo przyjazne, z pewnością będą różnić się od zapowiadanego "Króla Lwa".
Dostajemy dawkę mroku przeplatanego krwawymi walkami, a to wszystko ubrane w przekaz podprogowy. Mamy więc lekcję o równości, wyjątkowości jednostki, przestrzeganiu prawa, czy  zezwierzęceniu istot ludzkich. W każdym możliwym momencie film uświadamia nam, że ludzie nie różnią się tak bardzo od innych istot żywych.

W ten sposób wykreowane zostały dwa światy, które zresztą są istotą całej historii. Pierwszym z nich jest dżungla, gdzie panuje ład i porządek. Między zwierzętami są zasady i prawa, które określają funkcjonowanie grup i ich koegzystencję.Ten jest przybliżony nam w większym stopniu. Zarówno poprzez czas ekranowy, jak i większość postaci, które poznajemy. Przeciwstawnym obozem jest wioska ludzi, którą odkrywamy podobnie jak nasz główny bohater. Wydaje się obca, ale kiedy spędzimy w niej chwile, możemy dostrzec jej piękno. I produkcja prowadzi nas tak jak trzeba, wskazując nam, że te dwie przeciwstawne struktury, w gruncie rzeczy są wręcz identyczne.

W tej kwestii film Serkisa odnajduje się bez zarzutów, jednak na tym opiera się idea "Księgi Dżungli". Inaczej zdecydowanie przedstawiają się postacie, które od początku nie przypominają przyjaznej animacji. Baloo nie jest wesołym, tańczącym miśkiem, ale profesorem z krwi i kości, którego surowość emanuje od samego wyglądu. Kontrastuje z tym Bagheera (Christian Bale) będąc bardziej czynnikiem ludzkim w relacji z bohaterem. Minusem jest jedynie Kaa (Cate Blanchett). Pojawia się w filmie gościnnie, a wnosi do niego niewiele. Również Shere Khan nie przedstawia się tak groźnie, jak go malują "miejskie" legendy. Owszem, jest tutaj czarnym charakterem, ale raczej ze słyszenia, bo gdy pojawia się na ekranie - mrok mija.


W rzeczy samej jest to bardzo dobra produkcja, która potrafi zbudować napięcie i zaintrygować swoją historią. Wizualnie także ogląda się ją całkiem przyjemnie - chociaż kilku baboli nie unikniemy (niegasnący ogień podczas deszczu). Dokonano też kilku innych zmian względem poprzednich adaptacji. Jednak to nadal pozostaje historia, którą gdzieś już opowiadano. Mimo to, jeżeli macie w zanadrzu trochę czasu to warto obejrzeć, bo zawiedzeni z pewnością nie będziecie.

Chris

1 komentarz: