Katalog-blogow.pl PrzezProjektor: "W tym mieście, kraju - piekielnym świecie - nikt nie pomaga!" - "Dom, który zbudował Jack"

O stronie

Witaj na Przez Projektor! Na tej stronie znajdziesz dłuższe teksty (recenzje, opinie, przemyślenia) związane z filmami i serialami, które pojawiły się na stronie FB. Zapraszam Cię do polubienia profilu na Facebooku - znajdziesz tam aktualne newsy, doniesienia oraz komentarze związane ze światem kina i nie tylko!

piątek, 25 stycznia 2019

"W tym mieście, kraju - piekielnym świecie - nikt nie pomaga!" - "Dom, który zbudował Jack"

"Dom, który zbudował Jack" to prezentacja pięciu wybranych historii z życia mordercy. Film budowany jest w dwóch formach: dialogowej, która prowadzi nas przez fabułę oraz wizualnej, którą cechuje brutalność i potworność prezentacji. Najlepiej obrazuje sytuację ilość osób, które wyszły z kina podczas mojego seansu. Ci (podobnie jak ja), którzy pozostali, kręcąc się w fotelu, rozważali przymrużenie oczu podczas bestialskich scen. Pod powłoką takowych obrazów, odnajdziemy sporą dawkę czarnego humoru, lekcji sztuki, dręczenie widza, a także wgląd w zaburzoną osobowość neurotyka.

Do wytworzenia pełnego obraz filmu, warto przedstawić sylwetkę reżysera, twórcę takich filmów jak "Antychryst", czy "Nimfomanka". Lars von Trier został również wykluczony na długi czas z festiwalu w Cannes, kiedy to podczas konferencji prasowej powiedział, że "rozumie Hitlera". Dla mnie była to pierwsza styczność z produkcją stworzoną spod jego ręki.

Przewodnik po Hadesie

Tytułowy Jack to perfekcjonista, którego dręczą OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne). Jest on głównym (anty)bohaterem, którego obserwujemy na ekranie. Prowadzeni jesteśmy przez jego maniakalną obsesję na punkcie zabijania, która potęguje się wraz z kolejnymi historiami. Tych dostajemy tylko (albo i aż) pięć. Każda odnosi się do innych "wartości" opowiadanych nam przez bohatera, a także staję się główną linią dialogu prowadzonego z tajemniczym nieznajomym. Wśród nich znajdziemy masę dygresji odciągających nas od fabuły, którymi psychopata tłumaczy swoje działania. Tak oto dostajemy lekcję o fermentacji winogron, znaczeniu ikon, czy syrenach niemieckich bombowców. Mają one charakter mocno subiektywny w wizji reżyserskiej, który jednak nie dotyka nas w znacznym stopniu. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy zdezorientowani strefą wizualną.

Igranie z ogniem

Na ekranie dzieją się przeróżne rzeczy. Film poprzez prezentacje kilku morderstw, popełnianych przez główną postać, dosłownie pastwi się nad widzem. Scenariusz specjalnie daje nam wzorzec postępowania, którego się spodziewamy, którego niestety oczekujemy. Następnie odwlekając w czasie moment kulminacyjny, który (niestety) wytworzył się wcześniej w naszej głowie, a nie został jeszcze zaprezentowany na ekranie. Zabieg ten działa, mimo swojej okropności. Jeśli nawet odwrócimy wzrok podczas niektórych scen, i tak wrócą one jak bumerang w postaci krótkich migawek/wspomnień w kolejnych etapach filmu.




 Artyzm?

Film nasączony jest metaforami, czy odniesieniami do artystycznej wizji autora. Taka oto sytuacja ma miejsce z tytułowym "domem", który odzwierciedla dążenie do doskonałości i ciągłe próby ulepszenia swojego dzieła. Żeby to zrobić, bohater wyzbywa się tego co stworzył i próbuje zacząć z nowym, świeżym podejściem. Sam Jack, w swojej zabójczej naturze, uważa siebie za artystę. "Działa i tworzy" z zamiłowania. Udziela nam lekcji o sztuce, architekturze, czy znieczulicy społecznej. Ten aspekt zyskał największe zainteresowanie z mojej strony. Trzeba przyznać, że postacie kreowane w filmie są po prostu naiwne i... głupie. Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Kolejne przestępstwa, które popełnia bohater uchodzą mu płazem. Mimo, że wcale ich nie ukrywa. Momentami wręcz błaga o ich ujawnienie. Najlepiej prezentuje to jedna ze scen, która cytowana jest w tytule. Jeśli nie boicie się niewielkiego spoileru - zapraszam na koniec ;)

Pstryczek w nos

Wspomniałem o aspekcie komediowym, bo i na taki również znalazło się miejsce. Najczęściej jest to czarny humor, związany z działaniami podejmowanymi przez bohatera. Pierwsza postać, w którą wciela się Uma Thurman jest tak niezwykle irytująca, że już sam widz prosi, aby Jack w końcu się jej pozbył. Także wspomniana nerwica natręctw przedstawiona jest w humorystycznym kontekście sprzątania swoich śladów. Na szczyt piramidy wychyla się końcowy utwór, puszczony przy napisach. Zna go każdy i każdy zanuci go z przyjemnością. Jednak robić to po takim filmie? To dopiero zagranie na emocji widza.

Czy warto obejrzeć "Dom, który zbudował Jack"?

Jeśli jesteście widzami o silnych nerwach i nie odrzucają Was brutalne sceny - tak. Mimo wszystkich niedogodności wizualnych i zagrywek, całość wypada całkiem interesująco. Dodatkowo gra Matta Dillona nie pozostawia nic do zarzucenia. Jednak nie jest to pozycja obowiązkowa, a raczej propozycja jeżeli jesteście zainteresowani twórczością reżysera, albo echem wokół filmu. Ja raczej nie ponowie swojego seansu - widziałem raz, a to mi w zupełności wystarczy.


Chris

Spoiler alert!
Scena o której mówię rozgrywa się po długim wprowadzeniu postaci pewnej dziewczyny. Kiedy Jack zabiera klucze do mieszkania, a ta odkrywa, że on stoi za "mordercą z gazet", zaczyna krzyczeć. Bohater dołącza się do jej krzyku, wspólnie wołają o pomoc sąsiadów, a następnie całą dzielnicę. Nie zapala się żadne światło, wszyscy udają, ze nic się nie dzieje, a Jack wypowiada słowa, które znajdziecie w tytule. Brutalny, ale trafiony przykład znieczulicy społecznej.


1 komentarz: