Katalog-blogow.pl PrzezProjektor: Wszystkie drogi prowadzą do El Royale - recenzja

O stronie

Witaj na Przez Projektor! Na tej stronie znajdziesz dłuższe teksty (recenzje, opinie, przemyślenia) związane z filmami i serialami, które pojawiły się na stronie FB. Zapraszam Cię do polubienia profilu na Facebooku - znajdziesz tam aktualne newsy, doniesienia oraz komentarze związane ze światem kina i nie tylko!

środa, 17 października 2018

Wszystkie drogi prowadzą do El Royale - recenzja

Jaką tajemnicę skrywa w sobie miejsce, zwane "El Royale"? Hotel położony na granicy dwóch stanów - Kalifornii i Nevady, który został podzielony długą, czerwoną linią. Niegdyś miejsce grzechu i rozpusty, dzisiaj świeci pustkami, zarówno wśród gości, jak i pracowników. Jednak los splatający dwa wątki (no może dwa i pół) przedstawia nam obraz garstki niepozornych osób. Każdy z nieznajomych ukrywa swoje drugie, mroczniejsze oblicze. Czy zechcecie je poznać?



Przyznam, że od początku kampanii reklamowej, wyczekiwałem premiery "Źle się dzieje w El Royale". Neonowe plakaty, tajemniczy zwiastun i nietuzinkowe zapowiedzi przedstawiające obsadę. Podobne napięcie oczekiwania buduje sam seans, przedstawiając nam pewną historię. Produkcja do złudzenia przypomina styl Tarantino - podział na "rozdziały" (w tym przypadku pokoje i osoby), przeplatające się losy osamotnionych bohaterów i fabularna szarada. Na szczęście nie jest to powtórka "Nienawistnej ósemki".






Nixon w telewizorze, szafa grająca m.in. Deep Purple, czy Mamas & Pappas - w filmie warto zwracać uwagę na szczegóły, które nie tylko pomogą nam ulokować czas i miejsce akcji, ale także pozwolą wczuć się w klimat, serwowany przez twórców. Chociaż fabularnie możemy czuć lekki niedosyt, film nadrabia to efektami wizualnymi, doznaniami muzycznymi, czy grą aktorską. Jedną z głównych kreacji jest ksiądz Flynn (Jeff Bridges). Postać, która od początku wydaje się tajemnicza, ale razi nas swoją sympatycznością. W ten sposób tylko czekamy, aż twórcy powiedzą nam coś więcej o jego historii. Wszystkich gości poznajemy bowiem przez cały film.










Cynthia Erivo raczy nas wspaniałym wykonaniem piosenki Phila Collinsa, podczas której odgrywa się jedna z moich ulubionych scen.

Jon Hamm najbardziej przypomina przeciętnego gościa. Jak się okazuje to też tylko maska.

Chris Hemsworth, pojawia się stosunkowo niedługo na ekranie, jednak kreacja antagonisty wypada całkiem dobrze. Przy okazji prezentuje dość nieszablonowy sposób gry w ruletkę!

Dakota Johnson nie dostaje błyskotliwych kwestii, za to zdecydowanie przy tej postaci twórcy postanowili namalować jedne z lepszych dzieł w tym filmie. Z drugiej strony pochwały należą się kamerzystom.





Początkowo szybkie zmiany ujęć zaczęły mnie irytować. Po zapowiedziach liczyłem na możliwość "napatrzenia" się na jakiś jaskrawy i przekoloryzowany obraz. Szybko jednak można docenić pracę kamery. Różne perspektywy obrazu pozwalają "nacieszyć oczy". Między innymi w kolejnej ze świetnych scen, która została przedstawiona w filmie trzy razy. Z trzech perspektyw. I trzy razy oglądało się ją z takim samym zaciekawieniem. Za to wielkie brawa!













Na pochwałę zasługują również rozmaite sceny rodem z thrillerów, które potrafią przyśpieszyć bicie serca. Niby możemy spodziewać się nagłego zwrotu akcji. Ale nic się nie dzieje, tylko po to, żeby po chwili nasze przypuszczenia zostały potwierdzone. W ten sposób dałem się nabrać kilka razy... 














Ciesze się, że mogłem odwiedzić "El Royale" w tym samym czasie, co filmowi goście. Również nie żałuje poznania ich historii. Chociaż nie jest to fabularny majstersztyk, chętnie wrócę do tego hotelu. Żeby pozwiedzać, popodziwiać i przypomnieć sobie kilka pamiętnych scen z udziałem prezentowanych bohaterów. Zachęcam Was do tego samego, chociażby na te jedną noc - z pewnością nie pożałujecie.


Chris

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz