Kto
mnie zna, ten wie, że bardzo lubię satyrę, czarny humor, czy nawet ten
klozetowy. Film o Boracie z 2006 roku łączył wszystkie te elementy, mimo
to nie zdobył mojej sympatii.
Co więcej, po prostu mnie wymęczył.
Minęło
14 lat i nagle pojawiła się kolejna część. Do samego seansu nie było mi
spieszono. Jednak od niechcenia w końcu zdecydowałem się na
sprawdzenie i nie żałuję!
Sasha Baron Cohen powrócił do jego
najbardziej rozpoznawalnej kreacji aktorskiej w brawurowym stylu. Film
jest swoistą kontynuacją satyry wymierzonej w Amerykę i Amerykanów,
konsekwentnie trzyma obraną w pierwszej części stylistykę i nadal
zniesmacza oraz obrzydza.
Jednak tym razem robi to w o wiele
lepszy sposób, również nie biorąc jeńców - uderza w politykę,
postrzeganie roli kobiet, czy bardzo aktualne tematy pandemiczne.
Borat
po latach spędzonych w niewoli za swój dokumentalny film, aby
Kazachstan mógł urosnąć w siłę, dostaje druga szansę oraz wyrusza z
tajną misją wręczenia prezentu najwyższym głowom w USA. Oczywiście po
to, aby Kazachstan mógł zyskać znaczenie w oczach światowych liderów
(m.in. Donalda Trumpa).
Film przede wszystkim jest satyrą. Nie
ukrywa się z tym, nie próbuje zepchnąć tego na drugi tor, czy uwydatnić
innych elementów. Oczywiście za całością stoi opowieść fabularna, ale
jest ona prosta i przede wszystkim drugorzędna.
W ostatecznym
rozrachunku nie żałuję seansu i już wiem, że nie na darmo przemęczyłem
pierwszą część. Druga nie jest zbyt długa, także warto na nią zerknąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz