Katalog-blogow.pl PrzezProjektor: "Avengers: Endgame" - relacja, wrażenia i kilka słów po seansie [SPOILERY]

O stronie

Witaj na Przez Projektor! Na tej stronie znajdziesz dłuższe teksty (recenzje, opinie, przemyślenia) związane z filmami i serialami, które pojawiły się na stronie FB. Zapraszam Cię do polubienia profilu na Facebooku - znajdziesz tam aktualne newsy, doniesienia oraz komentarze związane ze światem kina i nie tylko!

niedziela, 28 kwietnia 2019

"Avengers: Endgame" - relacja, wrażenia i kilka słów po seansie [SPOILERY]

Mija dokładnie rok, odkąd na ekranach kin doszło do pamiętnego pstryknięcia palcami. Wtedy byłem świadkiem najdłuższego bezdechu w sali kinowej. Owy rok wiązał się z tysiącami spekulacji, różnymi teoriami oraz niepokojem o losy bohaterów.
Wydaje mi się, że podobnie jak ja, większość osób przewidywała powrót "sproszkowanych postaci". Zatem największe obawy budziła oczywiście kwestia "oryginalnej szóstki Avengers". "Infinity War" okazał się drastyczny w swoim zakończeniu, jednak odczuwalne było kontinuum...  Teraz nadszedł czas na "Endgame". Zapraszam do zapoznania się z luźnymi przemyśleniami i wrażeniami zaraz po seansie ;)

UWAGA - SPOILERY - nie czytajcie dalej, jeżeli nie oglądaliście filmu!

Nowa część Avengers, bez wątpienia przeznaczona jest dla fanów uniwersum oraz osób, które widziały przynajmniej część poprzednich filmów. "Infinity War" można było oglądać na świeżo, tutaj mamy zbyt dużą dawkę emocjonalną, wiązaną z natłokiem wątków z przeszłości. Trzeba jednak wiedzieć co niecno, żeby w pełni cieszyć się z seansu. Bez znajomości 11 letniej historii Marvel Studios, film może wypaść o wiele słabiej.


Dziedzictwo Thanosa

Bracia Russo idealnie zamietli pod dywan wszystkie teorie spiskowe. Thanos zostaje zabity bodajże po kwadransie, a Thor po roku zarzutów, mógł nareszcie celować w głowę! Oczywiście antagonista powraca w wyniku igraszek z przeszłością, ale pamiętajmy, że jest to całkowicie inny bohater. Z innego wymiaru, brakiem pięciu lat doświadczeń i przeżyć. Dlatego warto zaznaczyć, że Thanos, którego znamy wygrał - umarł jako człowiek spełniony, którego plan się ziścił. Mimo, że Avengers naprawili sytuację, nie zmienia to faktu dokonań oryginalnego Thanosa.
Za kilka lat, albo już teraz - nowi widzowie będą odbierać "Infinity War" zupełnie inaczej, względem zniknięcia bohaterów. Ponieważ nie będą musieli czekać na kolejną część, która wyjaśnia tajemnicę. Jednak opowieść z perspektywy antagonisty, jego narracja i rzetelność w działaniu, nie zostanie odebrana tej produkcji.

Dzień z życia Avengers

Czystki wśród bohaterów umożliwiły rozwinięcie postaci, które bardzo dobrze znamy. A kiedy na ekranie pojawił się napis "5 lat później", na sali kinowej słychać było zaskoczenie wśród każdej osoby. Chyba była to jedna z najmniej przewidywalnych dróg, jaką mogli podążyć twórcy. Jak się okazuje zagrała ona bardzo dobrze. Widzimy bohaterów pokonanych, załamanych. Ludzi, którzy muszą nauczyć się żyć dalej, zgodnie z zasadami Captaina Positive.
Narracja prowadzona jest w dość nietypowy sposób, rozwlekając nam rozmowy i wkładając masę przyziemnych wątków. Czy potrzebnie? Moim zdaniem tak. W końcu możemy pooglądać "Avengers po godzinach", czyli Ant-Mana wcinającego kanapkę przy "merdaniu ogonkiem", Thora rywalizującego z Noobmasterem69, czy Starka zmywającego naczynia. Wszystko to potęguje żałobę oraz spowalnia tempo filmu, nadając ostatecznej bitwie wydźwięku, o jakim tylko mogliśmy marzyć. Coś niespodziewanego i zachwycającego!

Hulk doesn't know how to smash

Profesor Hulk okazał się dobrym rozwiązaniem ewolucji Bannera. Oczywiście nie jest to komiksowy naukowiec. Bruce nie jest już umysłem ścisłym, a Hulk nie jest istotą niemyślącą. Oczywiście może to wynikać z chęci spotęgowania humoru, ale można przyjąć, że jaźnie dwóch bohaterów przy złączeniu musiały znaleźć perfekcyjny balans. I tak zostaje coś z naukowca, który kombinuje przy sprzęcie, ale mamy też zieloną bestię, która strzela selfie w barze.
Interesująco wypada także wątek Hawkeye. Nadanie mu poważniejszego tonu zdecydowanie podkręciło charakter postaci. Żal jaki nosił w sercu, przekierował na morderczy szał. Widzimy, że w jego głowie stoi wielkie pytanie, z którym nie może się pogodzić: "Dlaczego spotkało to moją rodzinę, skoro przetrwało tyle złych ludzi?".  Ronin wypada jak najbardziej dramatycznie, mrocznie i przekonująco. Szkoda, że widzimy go tylko chwilę, bo promyk nadziei przywraca bohatera do pionu.


Thor Lebowski

Największym zaskoczeniem okazał się Thor. Nie musiał nic mówić, bo ilekroć ujawnił się na ekranie - sala huczała śmiechem. Chapeau bas za taki ruch! Nigdy nie spodziewałbym się ujrzeć boga piorunów z nadwagą, nerdowską ekipą do grania i skłonnościami do paniki. Co najfajniejsze - zostaje taki przez cały film, a nie tylko na potrzeby sceny załamania. Oczywiście za całą komediową otoczką czai się trauma, jaką bohater przeszedł po przegranej bitwie.

 Endgame zbiera żniwa


Nadszedł czas wielu pożegnań. Jednym z nich była śmierć Black Widow. Jak dla mnie najmniej dotkliwa, przy której niespecjalnie się przejąłem.  Z jednej strony ten ruch był niespodziewany, zwłaszcza przy głosach o jej filmie solowym (nawet jeśli to prequel).
Jednak z drugiej strony - dla tej postaci nie było już miejsca. Śmierć przez poświęcenie, zdecydowanie przyćmiła przepychanka z Bartonem. Bardziej dotkliwy był ostatni podstęp Lokiego, czy upadek Gamory w poprzednim filmie - tam mieliśmy 100% naładowania emocjonalnego. Tutaj smutek wywołuje scena żałoby, ale łatwo pogodziłem się z odejściem tej postaci. A kolejne wydarzenie odrzucają ten wątek w zapomnienie.






Koniec sagi

Punktem kulminacyjnym okazała się śmierć filaru MCU. Będzie mi bardzo brakować Roberta Downey Juniora w kolejnych filmach. Ale myślę, że to był dobry czas na odejście. W końcu to "Endgame". Jest to także genialna klamra pokazująca, że filmy Marvela funkcjonują jak dobrze naoliwiona maszyna.
Stark dostał swoje szczęśliwe zakończenie. Mógł cieszyć się w miarę spokojnym życiem, w zaciszu domowym, z własną rodziną. Pogodził się z przyjacielem. Pokonał traumę z dzieciństwa - mogąc ostatni raz porozmawiać i przytulić ojca. Ostatecznie poświęcając się dla wszystkich.
Tym samym zakończył pewien okres filmowy. "I'm Iron Man" - tak się zaczęło, i tak miało się to skończyć. Przy tych słowach dosłownie przeszły mnie ciarki.
Nie ukrywam - jego śmierć można przewidzieć już w momencie, kiedy Strange nie chce wyjawić mu zakończenia tej walki. A gest jednego wyjścia przesądził tą kwestię. Jednak widok wszystkich bohaterów na pogrzebie (nawet małego Ty z Iron Man 3 #mechanik) był pięknym hołdem dla tej postaci. I chociaż jest mi niewyobrażalnie smutno, to ciesze się tym idealnym domknięciem klamry. Zresztą podobnie jak sprytnie ukryta narracja Tonego, która jest jedną z pierwszych scen filmie, oraz jedną z ostatnich - taka, którą znamy np. z Iron Man 3.

Ostatni taniec

Oczywiście, wzruszający może być także happy ending. Cap był kolejną postacią, która spokojnie mogła odejść, w cudowny sposób wieńcząc swoją historię. A my mogliśmy zobaczyć ten ostatni taniec (który niekoniecznie był ostatnim ;). Raczej nie spotkamy już postaci, która okaże się godna walki młotem Thora, ale współzałożyciel Avengers zdecydowanie zasłużył na takie zakończenie.
I mimo, że zawsze wołałem historię Tonego - teraz z perspektywy czasu i wglądu w całość, doceniam również całokształt drogi jaką przeszedł Captain America.

Powrót do przeszłości

Po części przedstawiania losów bohaterów i ich przeżyć w ostatnich pięciu latach, przechodzimy do głównego wątku - podróży w czasie. W rewelacyjny sposób film świadomie podchodzi do sprawy. Nabija się z dotychczasowych rozwiązań, a sam znajduje swoje, które nie burzy struktury fabularnej. Ot proste wyjście - kiedy zmienimy coś w przeszłości, powstaje odgałęzienie i zupełnie nowa linia czasowa.
Swoją drogą, kolejny pstryczek w nos dla spekulantów. Zagwozdką było jak Ant-Man wydostanie się z wymiaru kwantowego - ot, szczur przeszedł po samochodzie. I tyle!
Etap ten otwiera kolejną część filmu, która sprawi uciechę niejednemu miłośnikowi filmów MCU. Cofamy się do kilku wydarzeń z przeszłości, wspominamy oraz bawimy się fabułą. Dodatkowo dostajemy scenę zza kulis np. po ataku na Nowy York.
Najlepiej wychodzi nabijanie się z samych bohaterów. Jak to Hulk nie potrafi teraz miażdżyć. Jak to Cap może podnosić się z walki bez końca - chociażby z samym sobą. Powracają też uśmiercone postacie. Film wariuje w skali łącząc zabawę ze smutkiem i wzruszeniem.

Whatever it takes

Jednak najważniejszą sekwencją pozostaje wielki finał. Ogromna walka, na skalę, która przyćmiewa wszystkie inne pojedynki, z rodu kina superbohaterskiego. Dzieje się w niej tyle rzeczy, że materiału na dyskusje starczy na długi czas. Z pewnością przeanalizuje ją jeszcze kilka razy, ale świeżo po seansie wybrzmiewa nadal długo oczekiwane: Avengers Assemble, gest Strange, przytulas Parkera i Starka, czy zabawa w berka z rękawicą nieskończoności.
Przy tej scenie, obrona Wakandy wypada blado, a widzowie w końcu otrzymali walkę, o jakiej pewnie nawet nie marzyli. Bo przecież liczyliśmy, że tylko pozostali podejmą tą ostateczną próbę.

Jak dalej żyć?

"Endgame" jest zwieńczeniem pewnej historii; sagi jaka trwała do tej pory. Jednak możemy dostrzec tu także nowy początek i wiele dróg, przez które poprowadzą nas twórcy. Już niedługo pojawi się Spider-Man. Mamy oczywiście Captain Marvel, Black Panthera, Sama Wilsona aka. Captain America v2 i Strange, którzy teraz pewnie będą stanowić trzon Avengers.
Jaka będzie przyszłość? O tym się jeszcze dowiemy. Jednak nowe produkcje nie darzę takim sentymentem i sympatią, jak te pierwsze - od których się to zaczęło.
Chociaż Thor dołącza do Strażników Galaktyki. To jest mój faworyt i największe oczekiwanie. Aż boje się, co Gunn wymyśli w połączeniu tych postaci!
Być może doczekamy się jakiejś żeńskiej drużyny. Na pewno każdy odczuł ten wątek kobiet w Endgame, kiedy ruszyły na walkę z Thanosem. Czyżby traktować to jako zapowiedź czegoś? W końcu Pepper wdziała się w zbroję, Nebula jako postać drugoplanowa zyskała na znaczeniu, Gamora z przeszłości uciekła w teraźniejszości, a Valkiria została na ziemi.
W ten sposób Endgame może dać również pole do spekulacji na temat dalszego kierunku filmowego uniwersum.




Bracia Russo, aktorzy i wszystkie inne osoby pracujące nad filmem zrobiły kawał dobrej roboty, stojąc przed ogromną odpowiedzialnością i trudnym wyzwaniem łączenia wszystkich wątków i relacji między postaciami. Na tym zakończę swoją relację po seansie. Oczywiście tematów do omówienia jest o wiele więcej, ale starałem się spisać to co zapadło mi w pamięć, tym samym wywierając duże wrażenie. Chociaż tak naprawdę jest to ciężkie zadanie, ze względu na ogrom produkcji. Jednak z pewnością daje to pole do dyskusji, wymieniania refleksji, zachwytów i wrażeń - do czego zachęcam i zawsze chętnie do tego przystąpię!
Już teraz chciałbym powtórzyć seans z "Endgame", żeby wyłapać więcej smaczków i jeszcze raz nacieszyć oczy tym wszystkim, co tam się wydarzyło. I z pewnością to zrobię!


3 komentarze:

  1. Teraz są bardzo modne te filmy sama często oglądam naprawdę są świetne. Jakiś czas temu też zainwestowaliśmy w telewizję 8K jeżeli chodzi o akcesoria do do tego rodzaju tv to polecam zajrzeć tutaj https://pl.hama.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis, fajnie że tak się zagłębiasz w temat, miło poczytać, a bardzo lubię Avengers :)

    OdpowiedzUsuń