Kontrargumentem do poprzedniej opinii może być brawurowa obsada, czy muzyka, jednak również nie brakuje tego "Wojnie Charliego Wilsona". Mamy historię godną opowiedzenia, mamy biografię adaptowanej postaci, mamy również morał skłaniający odbiorcę do refleksji. Pozwolę sobie zacytować słowa pojawiające się na końcu filmu: "Te rzeczy naprawdę się wydarzyły, były wielkie i zmieniły świat.. a na końcu i tak wszystko spieprzyliśmy" (Charlie Wilson). Odnosząc się ponownie do filmu mogę śmiało powiedzieć, że końcówka była zdecydowanie najlepszą jego częścią.
Fabuła opowiada o amerykańskim polityku z Teksasu, który zaangażował się we wspomaganie partyzantów w Afganistanie. Wojna afgańska rozpoczęła się w 1979 roku i w jej trakcie USA wspomagało partyzantów mudżahedinów walczących z komunistycznym rządem w Kabulu, który wspierany był przez Armię Czerwoną. Przez cały film widz dostaje informację o zimnej wojnie oraz wrogości i terroru Armii Czerwonej wobec świata, w tym Stanów Zjednoczonych. Jednakże zdobywanie ważnych i konkretnych informacji przeprowadzone jest w sposób zawiły i nie do końca klarowny dla widza, nie zaznajomionego z daną sytuacją polityczną. Kilka dialogów przeprowadzonych jest zupełnie niepotrzebnie wprowadzając znużenie oraz rozciągając niezmienny wątek.
Sytuację zdecydowanie mogłaby uratować gra aktorska -
niestety nie ratuje. Moim zdaniem obsadzony w tytułowej roli Tom Hanks
zdecydowanie nie wpisuje się w charakter opisywanej postaci. Na ekranie
obserwujemy osobę, która z jednej strony jest filantropem i imprezowiczem, a z
drugiej zaangażowaną i troszczącą się o sprawy w Afganistanie. Czułem
szaleństwo i ekscytację Leonardo DiCaprio w "Wilku z Wall Street".
Uderzała mnie pewność siebie i zdumienie Roberta Downey Juniora w "Iron
Manie". W tym wypadku, gdzie Hanks bardzo dobrze prezentuje motywacje i
działanie polityka, tak ani trochę nie sprawdza się w sytuacji człowieka, który
nie boi się skandali.
Z czołowej obsady jedynie Philip Hoffman (Gust Avrakotos)
prezentuje najlepszy warsztat aktorski przy całej reszcie która wypada
przeciętnie. Zresztą za rolę drugoplanową w tym filmie otrzymał Oskara. Jednak
trzeba przyznać, że charakter postaci oraz sceny z jej udziałem nie należały do
wymagających. Amy Adams pojawia się w roli sekretarki u boku Hanksa i nie
odgrywa tutaj żadnej ważnej roli. Również częściej pojawiająca się Julia Roberts
wspierająca głównego bohatera jest tłem do całej historii.
Przytoczona wcześniej biografia Jordana Belforta dosadnie
prezentuje wulgaryzm w filmie. W przypadku "Wojny Charliego Wilsona"
balansujemy na krawędzi, gdzie z jednej strony scenarzyści chcą wpleść w
historię skandal wykreowany na początku filmu, z drugiej prowadzić przekonującą fabułę. Jak wspominałem, Hanks
wypada gorzej w wypadku rozrywkowej części charakteru, a scenariusz wyraźnie
akcentuje przejścia pomiędzy tymi elementami. Podczas seansu wyraźnie
odczuwałem próbę łączenia tych dwóch elementów, które nie tworzyły spójnej
całości. Widzimy to między innymi w scenie kiedy Gust przychodzi do Charliego,
który w trakcie rozmowy zajmuje się sprawami biznesowymi i prywatnymi.
Jednak film nie należy do najgorszych. Dlaczego? Niesie on
wyraźny przekaz oraz wprowadza nas w dany element polityki. Pojawia się kilka
całkiem dobrze zrealizowanych scen, jak między innymi wizyta Wilsona w obozie
dla uchodźców. Jeżeli film was nie znuży, na końcu dostajemy rewelacyjnie
zaprezentowaną sytuację dotyczącą polityki Stanów Zjednoczonych. Odbiorca
dostaje obraz działań USA, które może poddać weryfikacji, niezależnie od
znajomości historii współczesnego świata. Tym samym owa wiedza pomaga w
łączeniu faktów i wnioskowaniu, jaki wpływ miały wybory na kształt
teraźniejszej rzeczywistości.
Czy każda biografia nadaje się na film i jak one powinny
wyglądać? Ważnym aspektem jest skłonienie do zgłębienia faktów oraz
umożliwienie snucia własnych wniosków. W tym wypadku film spełnia swoją funkcję.
Jeżeli jednak szukacie filmu, który swoją budową zapewni wam zarówno pierwszy
wariant oraz doda do tego atrakcyjność opowiadanej historii - nie jest to najlepszy
z możliwych wyborów. A szkoda - bo w tym mógł być duży potencjał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz