Katalog-blogow.pl PrzezProjektor: Kiedy czterech staje się jednym - wspaniały duet i dama w opałach

O stronie

Witaj na Przez Projektor! Na tej stronie znajdziesz dłuższe teksty (recenzje, opinie, przemyślenia) związane z filmami i serialami, które pojawiły się na stronie FB. Zapraszam Cię do polubienia profilu na Facebooku - znajdziesz tam aktualne newsy, doniesienia oraz komentarze związane ze światem kina i nie tylko!

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Kiedy czterech staje się jednym - wspaniały duet i dama w opałach

Pierwsze przedstawienie "Dardevila" w Netflixie wzbudziło wielkie zainteresowanie. Był to kolejny, duży krok w obecnie panującej modzie na adaptacje komiksowych powieści. Ujrzeliśmy mroczniejszą i brutalniejszą stronę tego widowiska kreowanego pod znakiem MARVEL. Nie był to również klimat znany to tej pory z uniwersum DC, czy trylogii Nolana. Zakładam, ze większość widzów pamięta brutalną scenę z Kingpinem w pierwszym sezonie. Kolejne produkcje przedstawiały zupełnie inny klimat, co jest całkowicie zrozumiałe, tym samym balansując pomiędzy opiniami widzów. Bez wątpienia "Luke Cage", czy "Iron Fist" wyróżniali się rozbudowaną obsadą i specyficznym klimatem, oddającym realia postaci. Jednak co wyszło z połączenia charakterów i mieszanki dotychczasowych, pięciu poprzednich sezonów? Czy wyszła z tego serialowa wersja Avengers? I jak zmienią się przez to wszyscy bohaterowie?

Był plan

Najnowsza produkcja od Natflixa wyróżnia się długością. Do tej pory standardowo otrzymywaliśmy sezon, składający się z 12 odcinków, co przynosiło różne skutki. I chociaż z chęcią obejrzałbym więcej akcji "Defenders", całkowicie rozumiem przedstawienie historii w 8 epizodach. Przygoda jest jedna i nie ma sensu jej przedłużać. Główna fabuła opiera się na wątkach, zarysowanych w "Iron Fist" i drugim sezonie "Dardevila". Nad Nowym Jorkiem zbierają się czarne chmury, kiedy niezniszczalna potęga Hand, próbuje zdobyć tajemnice Kunlun. Ten etap przedstawiany jest konsekwentnie i widać, ze plan na serial powstał już wiele sezonów wstecz. Jednak mam wrażenie, że wszystkie zapowiedzi wskazywały na coś znacznie większego, niż efekt ukazany w finale. Bynajmniej, nie jest on rozczarowujący, jednak dotychczasowe przepowiednie Madame Gao i innych liderów "Ręki" wskazywały na misję, o wyższym celu. Dodatkowo - jak na wielowiekową, a nawet starożytną organizację, widać, że jej członkowie, w przeciwieństwie do drużyny bohaterów, nie mają pojęcia jak radzić sobie z problemami. Oczywiście, wszystko jest wyjaśniane, jednak czy jesteśmy w stanie uwierzyć w te argumenty?

Dama w opałach

Najbardziej zabawne w całej fabule serialu jest przedstawienie Iron Fista. Ma on pierwszoplanowe znaczenie dla całego scenariusza i opowiadanej historii. On jest osobą pożądaną, która powinna skupiać na sobie uwagę widzów. Tym samym jest  najgorzej napisaną postacią. Kiedy w jego prywatnym serialu nie miałem z tym żadnych problemów, tak tutaj do akcji "Defenders" wystarczało mi pozostałe trio. Teraz jestem przekonany, że to postacie drugoplanowe z firmy Rand niosły główne źródło zainteresowanie. Wśród innych bohaterów Rand rzeczywiście wypada jako dziecko, którym ciągle jest nazywany. Powtarza on nieustannie swoją kwestię o rodzinie i wojnie, którą musi stoczyć, że ten monolog znam już na pamięć. Dodatkowo jego "sztywny", wzniesiony głos jest tragiczny. Używa go nawet do ukochanej Wing, jakby nieustannie mówił o losach całego świata. Jedyne moment, w którym Danny zwraca swoją uwagę, to wizyta w biurze Hand oraz posiedzenie w restauracji. Wniosek? Rand jest świetnym miliarderem, ale okropnym Iron Fistem. 

Duet, który pokochałem

Fani komiksów bez wątpienia znają legendarny duet Iron Fista oraz Luka Caga, popularny już w ubiegłym wieku. Twórcy nie pozostali na to obojętni - dostajemy kilka prywatnych dialogów pomiędzy tymi postaciami. Rodzi się kilka zabawnych elementów, zwłaszcza kiedy Luke naśmiewa się z nowo poznanego znajomego, który opowiada mistyczne brednie. Bo przecież sami z chęcią wyśmiejemy monologi Randa. Jednak to nie jest taka chemia, jakiej moglibyśmy się spodziewać.

W takim razie musi to być wieloletnia, komiksowa para - Jessica Jones i Luke Cage. Ewidentnie widzimy drobne mrugnięcia w kierunku widzów, i wzbudzanie nadziei na związek pomiędzy ta parą. Widzimy nawet odniesienie do wydarzeń z osobistego serialu bohaterki. Ale nadal tego jest za mało, żeby mówić o większej relacji, albo wzbudzić zainteresowanie...
To gdzie ten duet?

Krysten Ritter pokazała na swoim Fanpage'u i Instagramie, że dobrze dogaduje się z Charlie Cox'em. I ewidentnie ta relacja w serialu, kupiła mnie ponad wszystko. Z radością oglądałem każdą rozmowę Matta z Jessicą. Wytworzyła się między nimi niezwykła przyjacielska więź, która nie jest również taka oczywista. Wszystkie ich dialogi bawią, a rozmowy są nadzwyczaj autentyczne. Z chęcią obejrzałbym ten duet, w następnym sezonie, indywidualnych przygód. Dodatkowo bez wątpienia, właśnie te dwie postacie wypadają najlepiej w całej czwórce bohaterów. O Dannym już wspominałem, Luke podobnie wpisuje się w otoczenie. Przy jego przygodach w Harlemie, właśnie cała oprawa tworzyła postać, która na dobrą sprawę była bez wyrazu. Tutaj stanowi przyziemny grunt, który wchodzi w przygodę w nierealną historię. I ewidentnie jego niedowierzanie i docinki w stronę innych bohaterów tworzą ta postać. Daredevil jako wolny strzelec był niesamowitą postacią, i chociaż na początku serialu widzimy pewne opory, to właśnie on jest przyjaznym spoiwem, którego najbardziej ekscytuje praca w grupie. Jednym słowem wypada ponownie rewelacyjnie. Jednak całkowitą perełką jest Jesscia, której charakter idealnie wpasowuje się w całą grupę. Ewidentnie wśród męskiej części, udowadnia, że ona jest najtwardsza z nich wszystkich.

Architektura

Sama budowa serialu została dobrze przemyślana. Zanim dostajemy splot wydarzeń naszych bohaterów, konsekwentnie widzimy prowadzenie fabuły z każdego poprzedniego serialu. W pewnym momencie przeraziła mnie schematyczność i przeskakiwanie pomiędzy bohaterami, jednak nie było to na tyle długotrwałe by przeszkadzało w odbiorze. Każdy miał swoje miejsce i swój cel (nawet Danny), przez co zderzenie światów było oczywistą konsekwencją, która tworzyła prowadzoną fabułę. Mam mieszane uczucia, co do finałowej walki - jak wspominałem Hand jako organizacja, uległa niesłusznej mityzacji - tak sam finał prowadzony jest przez długi okres czasu, w ten sposób złagodzony został punkt kulminacyjny, który mógł wywołać większe emocje. Również rozwiązanie historii Iron Fista było zbagatelizowane - jednak to może furtka na następny sezon. Jeszcze w pewnym momencie kiedy wszystko zbiega do rozwiązania, słyszymy muzykę, rodem z Harlemu, która ewidentnie nie wpasowała się do klimatu "Defenders". Drobna rzecz, ale zapadła w pamięć.

Co za dużo to nie zdrowo

Oprócz czwórki głównych bohaterów, przez ekran przewijają się zastępy postaci, które do tej pory widywaliśmy w pięciu sezonach. Dodatkowo, to nie były zwykłe cameo, ale prawdziwe występy, które mogły wprowadzić natłok. Tak się nie stało, podobnie jak w filmowym "Civil War", każdy dostał swoje pięć minut i żadna z postaci nie mogłaby poczuć się pokrzywdzona. Tutaj niezmiennie od czasów "Daredevila" irytowała mnie postać Karen Page, która nie uległa żadnym zmianom, dodatkowo minęło moje dotychczasowe zachwycenie Elektrą, która chociaż odgrywa w serialu ważną rolę - jest to postać całkowicie bez wyrazu. Miała swój występ i tyle... Bez większych zachwytów...
W sumie...

Czy jest to serial przełomowy? Zdecydowanie nie. Bez wątpienie fani, którzy długo czekali na splot losów serialowych bohaterów będą czerpać wiele rozrywki, z oglądania ich na ekranie. Podobnie jak ja, bo z przyjemnością obejrzałem cały sezon, który był dla mnie dobrą historią, konsekwentnie prowadzoną do końca. Jednak bez wątpienia jest tutaj dużo wad i rozczarowań, które wystarczyłoby trochę zmienić, aby przedstawić bardzo dobrą fabułę. Drużyna "Defenders" nie straciłaby wiele, gdyby wykluczyć z niej Iron Fista. Tutaj jest ewidentną damą w opałach, której historia komplikuje życie naszych bohaterów. Tak samo dużo większe oczekiwania miałem wobec organizacji Hand, jednak nie rozczarowuje mnie to tak bardzo jak bezpostaciowe ukazanie Elektry. Mimo wszystko mogę polecić serial, zapewni on Wam dobrą rozrywkę, a głównie pozwoli Wam na śledzenie dalszych losów postaci, które przykuły Waszą uwagę. Ja bez wątpienia czekam na kolejne wydanie Jessiki Jones i Daredevila. 
Wszystkie zdjęcia w serwisie, niepochodzące z niego, umieszczone są w serwisie na prawie cytatu i nie są własnością PrzezProjektor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz