Był plan
Najnowsza produkcja od Natflixa wyróżnia się długością. Do
tej pory standardowo otrzymywaliśmy sezon, składający się z 12 odcinków, co
przynosiło różne skutki. I chociaż z chęcią obejrzałbym więcej akcji
"Defenders", całkowicie rozumiem przedstawienie historii w 8
epizodach. Przygoda jest jedna i nie ma sensu jej przedłużać. Główna fabuła
opiera się na wątkach, zarysowanych w "Iron Fist" i drugim sezonie
"Dardevila". Nad Nowym Jorkiem zbierają się czarne chmury, kiedy
niezniszczalna potęga Hand, próbuje zdobyć tajemnice Kunlun. Ten etap
przedstawiany jest konsekwentnie i widać, ze plan na serial powstał już wiele
sezonów wstecz. Jednak mam wrażenie, że wszystkie zapowiedzi wskazywały na coś
znacznie większego, niż efekt ukazany w finale. Bynajmniej, nie jest on
rozczarowujący, jednak dotychczasowe przepowiednie Madame Gao i innych liderów
"Ręki" wskazywały na misję, o wyższym celu. Dodatkowo - jak na
wielowiekową, a nawet starożytną organizację, widać, że jej
członkowie, w przeciwieństwie do drużyny bohaterów, nie mają pojęcia jak
radzić sobie z problemami. Oczywiście, wszystko jest wyjaśniane, jednak czy
jesteśmy w stanie uwierzyć w te argumenty?
Dama w opałach
Najbardziej zabawne w całej fabule serialu jest
przedstawienie Iron Fista. Ma on pierwszoplanowe znaczenie dla całego
scenariusza i opowiadanej historii. On jest osobą pożądaną, która powinna
skupiać na sobie uwagę widzów. Tym samym jest najgorzej napisaną
postacią. Kiedy w jego prywatnym serialu nie miałem z tym żadnych problemów, tak
tutaj do akcji "Defenders" wystarczało mi pozostałe trio. Teraz
jestem przekonany, że to postacie drugoplanowe z firmy Rand niosły główne
źródło zainteresowanie. Wśród innych bohaterów Rand rzeczywiście wypada jako
dziecko, którym ciągle jest nazywany. Powtarza on nieustannie swoją kwestię o
rodzinie i wojnie, którą musi stoczyć, że ten monolog znam już na pamięć. Dodatkowo
jego "sztywny", wzniesiony głos jest tragiczny. Używa go nawet do ukochanej Wing, jakby nieustannie
mówił o losach całego świata. Jedyne moment, w którym Danny zwraca swoją uwagę,
to wizyta w biurze Hand oraz posiedzenie w restauracji. Wniosek? Rand jest
świetnym miliarderem, ale okropnym Iron Fistem.
Duet, który
pokochałem
Fani komiksów bez wątpienia znają legendarny duet Iron Fista
oraz Luka Caga, popularny już w ubiegłym wieku. Twórcy nie pozostali na to obojętni
- dostajemy kilka prywatnych dialogów pomiędzy tymi postaciami. Rodzi się kilka
zabawnych elementów, zwłaszcza kiedy Luke naśmiewa się z nowo poznanego
znajomego, który opowiada mistyczne brednie. Bo przecież sami z chęcią
wyśmiejemy monologi Randa. Jednak to nie jest taka chemia, jakiej moglibyśmy
się spodziewać.
W takim razie musi to być wieloletnia, komiksowa para -
Jessica Jones i Luke Cage. Ewidentnie widzimy drobne mrugnięcia w kierunku
widzów, i wzbudzanie nadziei na związek pomiędzy ta parą. Widzimy nawet
odniesienie do wydarzeń z osobistego serialu bohaterki. Ale nadal tego jest za
mało, żeby mówić o większej relacji, albo wzbudzić zainteresowanie...
To gdzie ten duet?
Krysten Ritter pokazała na swoim Fanpage'u i Instagramie, że
dobrze dogaduje się z Charlie Cox'em. I ewidentnie ta relacja w serialu, kupiła
mnie ponad wszystko. Z radością oglądałem każdą rozmowę Matta z Jessicą.
Wytworzyła się między nimi niezwykła przyjacielska więź, która nie jest również
taka oczywista. Wszystkie ich dialogi bawią, a rozmowy są nadzwyczaj
autentyczne. Z chęcią obejrzałbym ten duet, w następnym sezonie, indywidualnych
przygód. Dodatkowo bez wątpienia, właśnie te dwie postacie wypadają najlepiej w
całej czwórce bohaterów. O Dannym już wspominałem, Luke podobnie wpisuje się w
otoczenie. Przy jego przygodach w Harlemie, właśnie cała oprawa tworzyła
postać, która na dobrą sprawę była bez wyrazu. Tutaj stanowi przyziemny
grunt, który wchodzi w przygodę w nierealną historię.
I ewidentnie jego niedowierzanie i docinki w stronę innych bohaterów tworzą ta
postać. Daredevil jako wolny strzelec był niesamowitą postacią, i chociaż na
początku serialu widzimy pewne opory, to właśnie on jest przyjaznym spoiwem,
którego najbardziej ekscytuje praca w grupie. Jednym słowem wypada ponownie
rewelacyjnie. Jednak całkowitą perełką jest Jesscia, której charakter idealnie
wpasowuje się w całą grupę. Ewidentnie wśród męskiej części, udowadnia, że ona
jest najtwardsza z nich wszystkich.
Architektura
Sama budowa serialu została dobrze przemyślana. Zanim
dostajemy splot wydarzeń naszych bohaterów, konsekwentnie widzimy prowadzenie
fabuły z każdego poprzedniego serialu. W pewnym momencie przeraziła mnie
schematyczność i przeskakiwanie pomiędzy bohaterami, jednak nie było to na tyle
długotrwałe by przeszkadzało w odbiorze. Każdy miał swoje miejsce i
swój cel (nawet Danny), przez co zderzenie światów było oczywistą konsekwencją,
która tworzyła prowadzoną fabułę. Mam mieszane uczucia, co do finałowej walki -
jak wspominałem Hand jako organizacja, uległa niesłusznej mityzacji - tak sam
finał prowadzony jest przez długi okres czasu, w ten sposób złagodzony został punkt
kulminacyjny, który mógł wywołać większe emocje. Również rozwiązanie historii
Iron Fista było zbagatelizowane - jednak to może furtka na następny sezon.
Jeszcze w pewnym momencie kiedy wszystko zbiega do rozwiązania, słyszymy muzykę,
rodem z Harlemu, która ewidentnie nie wpasowała się do klimatu
"Defenders". Drobna rzecz, ale zapadła w pamięć.
Co za dużo to nie
zdrowo
Oprócz czwórki głównych bohaterów, przez ekran przewijają
się zastępy postaci, które do tej pory widywaliśmy w pięciu sezonach. Dodatkowo,
to nie były zwykłe cameo, ale prawdziwe występy, które mogły wprowadzić
natłok. Tak się nie stało, podobnie jak w filmowym "Civil War", każdy
dostał swoje pięć minut i żadna z postaci nie mogłaby poczuć się pokrzywdzona.
Tutaj niezmiennie od czasów "Daredevila" irytowała mnie postać Karen
Page, która nie uległa żadnym zmianom, dodatkowo minęło moje dotychczasowe
zachwycenie Elektrą, która chociaż odgrywa w serialu ważną rolę - jest to postać całkowicie bez wyrazu. Miała swój występ i tyle... Bez
większych zachwytów...
W sumie...
Czy
jest to serial przełomowy? Zdecydowanie nie. Bez wątpienie fani, którzy długo
czekali na splot losów serialowych bohaterów będą czerpać wiele rozrywki, z
oglądania ich na ekranie. Podobnie jak ja, bo z przyjemnością obejrzałem cały
sezon, który był dla mnie dobrą historią, konsekwentnie prowadzoną do końca. Jednak bez
wątpienia jest tutaj dużo wad i rozczarowań, które wystarczyłoby trochę
zmienić, aby przedstawić bardzo dobrą fabułę. Drużyna "Defenders"
nie straciłaby wiele, gdyby wykluczyć z niej Iron Fista. Tutaj jest ewidentną
damą w opałach, której historia komplikuje życie naszych bohaterów. Tak samo
dużo większe oczekiwania miałem wobec organizacji Hand, jednak nie rozczarowuje
mnie to tak bardzo jak bezpostaciowe ukazanie Elektry. Mimo wszystko mogę
polecić serial, zapewni on Wam dobrą rozrywkę, a głównie pozwoli Wam na
śledzenie dalszych losów postaci, które przykuły Waszą uwagę. Ja bez wątpienia
czekam na kolejne wydanie Jessiki Jones i Daredevila.
Wszystkie zdjęcia w serwisie,
niepochodzące z niego, umieszczone są w serwisie na prawie cytatu i nie
są własnością PrzezProjektor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz