Wszystkie utwory, których słuchasz, definiując ciebie. Wszystkie książki,
które przeczytałeś, świadczą o poziomie twojej inteligencji.
Wszystkie filmy, które obejrzałeś, mówią, czy jesteś
wartościowym człowiekiem. Podobno.
XXI
wiek to dziwne czasy. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości.
Mamy tysiące znajomych. Szkoda, że tylko tych wirtualnych. Mamy
mnóstwo zainteresowań i pasji. Szkoda, że sezonowych. Nikt nie
jest już w stanie jasno określić swojego gustu. Niewiele osób
potrafi również jasno i bez owijania w bawełnę odpowiedzieć na
pytanie: "Czego słuchasz?" lub "Jakie filmy lubisz?".
Czy oznacza to, że widzowie, czytelnicy czy słuchacze stali się
osobami, które nie posiadają żadnych gustów. "Bezguściem"?!
Oczywiście, że nie. :) Problem tkwi dużo, dużo głębiej.
Oczywiście, że nie. :) Problem tkwi dużo, dużo głębiej.
W
epoce, gdzie kontakty międzyludzkie są powierzchowne, nikt już nie
ma odwagi przyznać się do tego, co mu tak naprawdę się podoba.
Każdy słucha "wszystkiego", czyta, "co mu w ręke
wpadnie" i ogląda "cokolwiek". Stara się przy tym
nie patrzeć w oczy swojemu rozmówcy. Dlaczego?
Bo
kłamie. Nie są to jego słowa. Jest to naturalna reakcja jego
mózgu. Reakcja znana ludzkości od początku jej istnienia. "Walcz
lub uciekaj". Jeśli dasz radę to walcz, jeśli przeciwników
jest więcej to uciekaj. Takim właśnie polem bitwy jest stół,
przy którym rozmawiamy. Tyczy się wszystkiego, co jest formą jakiekolwiek contentu. W tym felietonie jednak skupię się głównie
na filmie. Może nie budzi on tyle kontrowersji co muzyka, jednak
jest tematem w niewiele mniejszym stopniu interesującym. Dziś
trzeba oglądać filmy ambitne, zawierające dużo umoralniającej
treści i "przekazu". Jest to wymóg społeczny. Jeśli
nie... to narażasz własną osobę na śmieszność. Szybciej, niż
ja, kiedy biegnę za ostatnim autobusem, zostaniesz okrzyknięty
troglodytą, a jeśli nasz rozmówca jest bardziej zbulwersowany,
kilkoma mniej wybrednymi epitetami z pogranicza języka potocznego
(z
wyraźnymi naleciałościami wulgaryzmów ;)) i dialektu, który
znają jedynie najstarsi przedstawiciele grup kibiców
czwarto-ligowych klubów piłkarskich. Efektem tego jest strach przed
odsłonieniem swoich prawdziwych upodobań. Bo przecież to JA wiem
lepiej. Napisałem trzy recenzje na filmwebie, więc jestem
krytykiem. To chyba nie jest TAKIE TRUDNE do zrozumienia co?
Celem
tego tekstu nie jest namówienie cię do tego, aby się z taką osobą
kłócić. Nie ma to najmniejszego sensu. Prawdziwym powodem, dla
którego ten tekst powstał, jest uświadomienie ci, że nie musisz
się wstydzić filmów, które oglądasz. Uwielbiasz sitcomy? Super.
A może codziennie zajadasz sie pysznym obiadem u babci przy
akompaniamencie seriali paradokumentalych typu "Ukryta prawda"
czy "Szpital". Jeszcze lepiej. To, co oglądasz, jest twoje
i nie musisz się tego wstydzić. Spójrz tylko na cyferki, które
rezprezentują zyski twórców najpopularniejszych blockbusterów! A
przecież "przekazu" tam tyle, co nic. Trochę strzelania,
szczypta wybuchów. Proszę, to jest protagonista, a to jest
antagonista. Ot, wszystko. Miłego oglądania.
Tyle
wystarcza przeciętnu widzowi. Jest to całkowicie w porządku. W
końcu filmy mają pełnić swoją główną funkcję – zapewniać
odbiorcom rozrywkę.
Dobra
dobra, trochę oczywistych faktów, trochę malkontectwa, ale i tak
Świata nie zmienisz. Tak, ale chociaż spróbuję.
Najprostsze
obowiązki domowe wykonuję przy akompaniamencie Eminema, którego
muzyka uznawana jest za pop. Śmieję się, aż nie rozboli mnie
brzuch podczas oglądania komedii z udziałem Will'a Smith'a, a
wzruszam do łez przy produkcjach Bollywood. Uwielbiam to.
Porozmawiajmy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz